Koło czasu – sezon 3, odcinki 1-6 – recenzja

fot. Prime Video
Po wielkiej bitwie w Falme i proklamowaniu się Smokiem Odrodzonym przez Randa al’Thora, grupa przyjaciół powraca do Tar Valon, aby zdecydować co dalej. Jednak Biała Wieża zostaje zaatakowana przez Czarne Ajah, w wyniku czego bohaterowie się rozdzielają. Rosnący w siłę Rand postanawia wyruszyć z Egwene, Moiraine i Lanem na Pustkowie Aiel, aby zdobyć potężny sa’angreal, którym może pokonać Czarnego. Po raz kolejny będzie musiał wybierać między Światłością a Ciemnością przy niecnych poczynaniach Lanfear. Z kolei Nynaeve, Elayne, Mat i Min płynął z misją do egzotycznego Tanchico, a ich tropem rusza jedna z Przeklętych. Z kolei Perrin wraca do Dwóch Rzek, aby przekonać się, że jego rodzinne strony są opanowane przez Białe Płaszcze, które chcą go pojmać. Do tego tereny zagrożone są atakami trolloków.
Koło czasu zazwyczaj potrzebowało, nomen omen, trochę czasu, a nawet kilku odcinków, aby wydarzenia nabrały rozpędu. Tym razem zaczynamy z wysokiego C, bo już pierwsze 15 minut wciska w fotel, gdy Biała Wieża oraz Amyrlin zostają zaatakowane przez Czarne Ajah. Brawurowa i niezwykle krwawa bitwa, którą oglądamy na ekranie, to pokaz świetnej pracy kamery oraz kapitalnego CGI. Emocje sięgają zenitu! Nie brakuje ich również w dalszej części pierwszego odcinka, który stanowi pewnego rodzaju deklarację twórców, że tym razem mają zamiar dostarczyć widzom wysokiej jakości rozrywki z gatunku fantasy. I rzeczywiście tak się dzieje, choć wciąż zdarzają się przeciągane wątki i mniej angażujące epizody w środkowej części serii. Na szczęście do tej pory ta historia nie zdąży znudzić i zniechęcić, jak to bywało wcześniej.
Ta historia w końcu działa, ponieważ nasi bohaterowie nie są rozproszeni w indywidualnych wątkach, lecz podróżują w grupach. Dzięki temu ich relacje się rozwijają, a przyjaźnie i uczucia kwitną. Jedni budują zaufanie między sobą, a inni przeżywają kryzysy w związkach. Niektóre wątki nabierają nowej dynamiki, gdy do historii wprowadzane są postaci znane z książek. Poznajemy matkę Elayne (dobra w tej roli Olivia Williams), królową Andoru, a także jej braci. Dowiadujemy się, jakie nastroje panują w rodzinie, i przypominamy sobie, że polityka odgrywa ważną rolę w tym świecie. Nie uciekniemy od porównań do Gry o Tron, choć to Koło czasu stanowiło inspirację. Na pierwszy plan wychodzi również Elaida Sedai, doradczyni królowej, granej przez świetną Shohreh Aghdashloo. Nie brakuje powrotów postaci, których nie widzieliśmy od 1. sezonu.
Natomiast na naszych bohaterów czyha wiele zagrożeń. Przede wszystkim knują Przeklęci, którzy wydostali się na wolność w poprzednim sezonie. Natasha O’Keeffe jako Lanfear wciąż olśniewa swoją urodą i kokieteryjnością, ale jej romansowy wątek z Randem już dawno się przejadł. Dlatego odświeżająco na historię działają knowania psychopatycznej Moghedien, która zrobiła piorunujące pierwsze wrażenie w końcówce 2. serii. Laia Costa kradnie każdą scenę, bo jej postać jest nie tylko przebiegła, ale też okrutna i pozbawiona zahamowań. Pozostali Przeklęci niestety są słabiej dobrani, choć potrafią zaskoczyć. Po raz kolejny znakomicie wypada Kate Fleetwood jako Liandrin. To jeden z najlepiej poprowadzonych wątków w całym serialu, bo dowiadujemy się, jak przeszła na stronę Ciemności. Jej historia łączy dramat z ambicją, przez co jej poczynania stają się coraz mroczniejsze. Jakby tego było mało, bohaterowie muszą mierzyć się z fanatycznymi i brutalnymi Białymi Płaszczami, a swoją bezlitosność pokazują Valda i Padan Fain. Poczucie zagrożenia potęgują dobrze przedstawieni Szarzy Ludzie, trolloki, Czarne Ajah czy inni Sprzymierzeńcy Ciemności.
Jak zawsze największą siłą serialu jest doskonałe CGI, wspaniałe kostiumy oraz kapitalna scenografia. Nie można się napatrzeć na te przecudowne krajobrazy w tle. Każde nowe miejsce ma swój klimat i tętni życiem, nawet jeśli jest to pustynia. Świetnie prezentuje się Tanchico, które przypomina karaibskie pirackie miasteczka. Intryguje Lud Morza, w którym kobiety wykorzystują umiejętności przenoszenia Mocy do żeglugi. Dogłębnie poznajemy też Aielów, którzy są czymś więcej niż tylko dumnym, wojowniczym narodem. Scenarzyści postarali się jak najlepiej przedstawić ich dość skomplikowaną, ale fascynującą na swój sposób kulturę. Dlatego wątek Randa i Egwene, która rozpoczyna nauki u Mądrych, jest jednym z ciekawszych właśnie ze względu na dbałość ukazania ich filozofii, a nie tylko bezsensownej brutalnej natury, jak to było w przypadku Seanchanów. To wszystko pozwala wsiąknąć w ten świat, który stworzył Robert Jordan.
Niestety największą bolączką serialu są jej główni bohaterowie. Starsza obsada – Rosamund Pike, Daniel Henney oraz wspomniane wyżej aktorki i nowi odtwórcy ról – kreują wyraziste postaci, ale młodzi nie potrafią wycisnąć większych emocji ze scenariusza, który daje im takie możliwości. Postacie przeżywają swoje traumy (Egwene), dramaty (Rand), niemoc (Nynaeve), poczucie winy (Perrin), ale ze względu na drewnianą grę te emocje są słabo odczuwalne. Najbardziej szkoda postaci Nynaeve, która w książkach wyróżniała się swoim charakterem i temperamentem, a w serialu utrzymuje poziom przeciętności głównych bohaterów. Może dlatego pozostali aktorzy (ci w rolach Mata, Min, Aviendhę czy Elayne), którzy mają więcej swobody, ożywiają te najistotniejsze dla historii wątki.
A jednym z takich jest wyprawa Smoka Odrodzonego do Rhuidean, jednego z najważniejszych miejsca w Kole czasu, gdzie dochodzi do przełomowych wydarzeń. Trzeba na nie poczekać do czwartego odcinka, który jest jednym z najlepszych w całym serialu. Zachwyca pod względem wizualnym, ale również wyobraźnią oraz zaskakującą historią. I nawet Josha Stradowski, pomimo swoich aktorskich ograniczeń, pokazuje, że od czasu do czasu potrafi dobrze zagrać. Ten epizod jest epicki i stanowi prawdziwą ucztę dla fanów fantasy.
3. sezon Koła czasu całkiem wiernie adaptuje historię z książki Wschodzący cień, choć wciąż mamy do czynienia z wieloma zmianami, które mają za zadanie namieszać w relacjach bohaterów lub dodać nieco akcji. To przygoda rozgrywająca się w różnorodnych i bogatych kulturowo miejscach. Nie jest to nieudolna próba sklecenia osobnych i wymyślanych na siłę motywów, co miało miejsce w poprzednich seriach. Niektóre wątki się dłużą, ale jest tak wiele historii, że rzadko odczuwamy nudę. Twórcy wyciągnęli odpowiednie wnioski, dzięki czemu ten najnowszy jest najlepszym ze wszystkich. Nareszcie ogląda się ten serial z przyjemnością, a nawet satysfakcją, bo nie opiera się już tylko na podziwianiu fantastycznej strony wizualnej. Fani cyklu też powinni być w miarę zadowoleni po tylu latach rozczarowań i narzekań. Liczę na to, że Prime Video przedłuży produkcję o kolejny sezon, bo w końcu wygląda on tak, jak powinien od początku.
Jestem miłośniczką seriali i filmów. Nie ma dla mnie znaczenia gatunek pod warunkiem, że fabuła jest wciągająca, dostarcza emocji, a bohaterowie (a najlepiej czarne charaktery) są interesujący. Mam też słabość do kina katastroficznego. Nie jest mi obcy świat komiksów, anime czy fantasy. Jestem fanką ciężkich brzmień, więc często mnie można spotkać na koncertach.